• Autor:Grzegorz Janiszewski

Rosyjski czarny koń na Ukrainie

Dodano:
Władimir Putin, prezydent Rosji Źródło: Wikimedia Commons
Od połowy lutego Ukraińcy chwalili się zestrzeleniem kilkunastu rosyjskich samolotów, w tym nowoczesnych myśliwców Su-35 i "rosyjskiego AWACSa", czyli A-50. Odbyło się to jednak prawdopodobnie kosztem utraty cennego ukraińskiego sprzętu wojskowego. Ukraińcy wyraźnie tracą też inicjatywę na froncie

Według informacji przekazanych przez ukraińskie ministerstwo obrony, w ciągu 12 dni – od 17 lutego – zniszczono 10 rosyjskich samolotów Su-34, dwa Su-35 i jeden samolot wczesnego ostrzegania i kontroli A-50. To już drugi tego typu samolot. Pierwszy A-50 został zestrzelony w połowie stycznia br. Dotychczas Rosjanie miesięcznie tracili średnio około czterech maszyn.

Pogrom rosyjskiego lotnictwa?

Oczywiście nasuwa się pytanie, co było przyczyną tego „pogromu” rosyjskiego lotnictwa? Czy spowodowany był on nową bronią, jaką otrzymała Ukraina, nową taktyką ukraińskich sił zbrojnych, czy też błędami popełnionymi przez Rosjan w działaniach ofensywnych pod Awdijewką?

Odnosząc się do tej sytuacji, rzecznik ukraińskiego dowództwa sił powietrznych Jurij Ihnat w wywiadzie na kanale internetowym telewizji TSN stwierdził, że siły powietrzne otrzymały "dodatkowe środki", ale nie chciał zdradzić szczegółów. Zaznaczył tylko, że "Samoloty są niszczone zarówno na południowym, jak i wschodnim kierunku. Mamy środki, które pracują każdego dnia. Okupanci już rozumieją, że na tym czy innym kierunku może ich spotkać niespodzianka. Przeciwnik nie może się już czuć tak swobodnie, jak wcześniej."

Ihnat podkreślił, że strącenia rosyjskich samolotów dokonywane są na dalekich dystansach – rzędu 100 i więcej km. Ma to być poważny czynnik osłabiający morale rosyjskich pilotów, którzy dotychczas w takiej odległości od linii frontu czuli się dosyć bezkarnie.

Wg rzecznika, nowe ukraińskie możliwości sprawiły, że Rosjanie nie wiedzą, jak używać samolotów A-50, mają też ograniczone możliwości atakowania bombami szybującymi, ponieważ samoloty nie mogą podlatywać na odległość umożliwiającą bombardowanie ukraińskich pozycji. Umożliwia to, jak zauważył Ihnat "zaczerpnięcie oddechu" przez ukraińskie siły zbrojne.

Druga młodość Wegi

Natychmiast pojawiły się spekulacje, co do owych „dodatkowych środków”. Odnośnie strącenia samolotów A-50 dosyć powszechną teorią jest, że użyto do tego pamiętającego lata 50. XXw., postsowieckiego systemu rakietowego dalekiego zasięgu S-200 Wega. W sierpniu zeszłego roku brytyjski wywiad donosił, że Ukraińcy przerabiają posiadane zestawy z przeciwlotniczych na ziemia – ziemia, prawdopodobnie więc były one wówczas sprawne. Strącenie A-50 przez zestaw S-200 jest możliwe. Pocisk z tej wyrzutni może samodzielnie śledzić samoloty transportowe na odległościach powyżej 200 km. Przeciwlotnicy z NRD obsługujący te zestawy mieli chwalić się, że w czasach Zimnej Wojny NATO-wskie AWACS-y musiały trzymać się z dala od wschodniej granicy RFN ze względu na obecność tych zestawów w jej pobliżu.

Strącenie drugiego samolotu przez ten zestaw przeciwlotniczy zostało też potwierdzone przez ukraiński wywiad wojskowy, jednak mogła to być dezinformacja. Niewykluczone bowiem, że zestrzelenie tak dużej liczby rosyjskich samolotów zostało dokonane przy użyciu środków, które Ukraińcy chcieliby raczej zachować w tajemnicy.

Nieco światła na sprawę rzucił artykuł z początków marca na portalu Kyiv Post. Jego autorzy twierdzą, że w czasie wojny w ukraińskie ręce dostały się co najmniej 2 uszkodzone samoloty Su-34 i jeden Su-30. Znajdował się w nich sprzęt walki radiolektronicznej, w tym zasobnik RTU 518-PSM. Urządzenia te zostały następnie przekazane do badań na Ukrainie i w państwach NATO. Na podstawie ich wyników zostały opracowane metody walki elektronicznej obezwładniające pokładowe urządzenia rosyjskich samolotów, które ostrzegają przed namierzaniem ich przez radary.

Ukraiński FrankenSAM

Jeszcze ciekawszą koncepcję przedstawił 7. marca Daily Telegraph. Ukraińcy w trakcie rosyjskiej ofensywy na Awdijewkę mieli wydzielić część posiadanych wyrzutni systemu Patriot i stworzyć z nich mobilną grupę obrony przeciwlotniczej. Przemieszczając się wzdłuż linii frontu i korzystając przy pomocy łączy radiowych ze wsparcia radaru, mogła ona organizować zasadzki na rosyjskie samoloty na głębokość prawie 150 kilometrów i uciekać, zanim Rosjanie zdążyli kontratakować po jej wykryciu.

Autor artykułu, David Axe sugeruje, co było decydujące dla sukcesu Ukraińców. W przekazanym ponad rok temu przez Amerykanów pakiecie pomocowym miał znaleźć się również "sprzęt do integracji zachodnich wyrzutni, pocisków i radarów z ukraińskimi systemami obrony powietrznej”. Miał to być opracowany przez koncern Northrop Grumman Zintegrowany System Dowodzenia Walką (Integrated Battle Command System – IBCS). Spina on w jedną całość różne sensory i efektory czyli pociski i automatycznie decyduje, jakiej broni użyć. Obecnie jest on wdrażany w amerykańskich siłach zbrojnych. Wyposażono też w niego wyrzutnie Patriot przekazane Polsce. Autor sugeruje, że to właśnie Polacy przekazali Ukraińcom wiedzę czy też urządzenia pozwalające spiąć najnowszy zachodni sprzęt ze starym, pochodzącym jeszcze z czasów sowieckich. To właśnie miało umożliwić zarówno strącenie rosyjskich myśliwców i bombowców przy pomocy rakiet Patriot, jak i rozpoznawczego A-50 przy pomocy Wegi. Ukraińcy mają dosyć duże doświadczenie w tego typu wynalazkach, nazywanych "FrankenSAM" od połączenia nazwy poskładanego z różnych kawałków monstrum z powieści Mary Shelley, z angielską nazwą pocisku ziemia powietrze "Surface to Air Missile".

Nie wydaje się prawdopodobne, aby Polska przekazała Ukrainie części swojego dopiero co nabytego razem z zestawami Patriot systemu. Warto tu jednak przypomnieć, że polskie siły zbrojne korzystają z doskonałego krajowego Zintegrowanego Systemu Zarządzania Walką TOPAZ. Służy on jednak głównie integracji artylerii lufowej, dronów uderzeniowych, środków rozpoznania i towarzyszącej im logistyki. Ukraińcy używają go m.in. w przekazanych przez Polskę armatohaubicach Krab. Niewykluczone więc, że wykorzystano również polskie doświadczenia z eksploatacji systemu przy wdrażaniu jego ukraińskiego odpowiednika.

Rosyjski czarny koń

Nie tylko Ukraińcy próbują wykorzystać przewagi, jakie daje cyfryzacja i automatyzacja pola walki. Rosja na długo przed wojną rozwijała swoje możliwości walki radiolelektronicznej (RWE), traktując je jako jedną z głównych zdolności. Miał to być rosyjski "czarny koń", który miał pozwolić na zniwelowanie przewagi NATO jako potencjalnego przeciwnika.

Rosjanie na gorących odcinkach frontu, m. in. w okolicach Awdijewki osiągnęli nad Ukraińcami znaczną przewagę w prowadzeniu walki radioelektronicznej. Sprawia to już nie tylko, że kierowane pociski, w tym z wyrzutni HIMARS chybiają celu przez zakłócanie ich systemów naprowadzania. Rosyjskie drony, dotychczas zdalnie strącane albo zakłócane przez Ukraińców, obecnie wlatują na kilkadziesiąt kilometrów w głąb ukraińskich pozycji, wykrywając pozycje uzbrojenia i sprzętu i transmitując w czasie rzeczywistym obraz na stanowiska dowodzenia.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. W pierwszej dekadzie marca Rosjanie mieli zniszczyć w pobliżu Nikanorowki na Doniecczyźnie pierwszą w tej wojnie wyrzutnie HIMARS, a na zachód od Awdijiwki dwie albo trzy wyrzutnie Patriot. W obu przypadkach sprzęt znajdował się 40 – 50 km za linią frontu. Do ataku wykorzystano balistyczne rakiety Iskander, naprowadzane przez drony.

Rosja ostatnio rozpoczęła też masową produkcję najcięższej bomby kierowanej FAB -1500, zawierającej ponad 600 kg materiału wybuchowego. Jest to zmodyfikowane wersja radzieckiej bomby FAB, która po dodaniu systemu nawigacji i składanych skrzydeł zrzucana jest z wysokości kilkunastu kilometrów z dokładnością od 5 do 20 m. Niemiecki Bild donosił niedawno, że większość z około 50 ukraińskich żołnierzy, którzy codziennie giną na froncie jest ofiarami właśnie tych bomb. Po dodaniu silnika rakietowego jej zasięg wzrasta do 80 – 90 kilometrów. Ukraińcy nie będą się w stanie przed nimi obronić, przynajmniej do czasu dostaw samolotów F-16 z pociskami przeciwlotniczymi.

Ilość przechodzi w jakość

Stosowanie tego miksu starych i nowych środków walki jest decydujące w taktyce Rosjan i umożliwia im przełamywanie kolejnych ukraińskich linii obrony. Ukraińcy, próbując przeciwstawić się takim atakom zaczynają tracić swoje najlepsze uzbrojenie, którego nie mają zbyt dużo. Dodatkowo spór w kongresie USA i bardzo powolna mobilizacja europejskiego przemysłu zbrojeniowego powoduje, że w ostatnim czasie militarna pomoc dla Ukrainy przybrała zatrważająco niewielkie rozmiary.

Wszystko to sprawia, że już niedługo może dojść do poważnego przełamania impasu na froncie. Rosyjska taktyka zmieniania ilości w jakość, jak wiele razy w historii, znowu zaczyna przynosić efekty. Nie jest w stanie tego zmienić zaawansowana techniczne broń, którą dysponuje w zbyt małych ilościach Ukraina. Przy takiej dysproporcji coraz bardziej prawdopodobne jest dotrwanie Rosji we względnie dobrej kondycji militarnej nie tylko do jakiejś formy rozejmu z Ukrainą, ale i do coraz bardziej prawdopodobnej wojny albo eskalacji na Pacyfiku. A jak ostatnio zauważył w serwisie X znawca Chin i Azji Radosław Pyffel, Rosja "weźmie bardzo, bardzo dużo w tym rozdaniu". Dla bezpieczeństwa Polski i naszego regionu oznaczałoby to tragiczne, trudne do odwrócenia skutki.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...